poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Kwiecień cz.1

2011-04-18
Początek kwietnia rozpoczął się podłączeniem domku do skrzynki elektrycznej.

W końcu uwolniłem się od walających się przedłużaczy, które każdy w każdej chwili mógł mi wyciągnąć ze skrzynki robiąc głupi kawał. Tak nawiasem szczęśliwie mam alarm, co skutkuje tym, że w przypadku braku zasilania dostaję info od firmy ochroniarskiej. W każdym razie prąd jest, ale niestety elektryk nie opisał mi skrzynki rozdzielczej, mimo że na to nalegałem. W ogóle, pracę wykonał ok, ale już żeby poświęcić czas na wytłumaczenie co i jak to nie. No i w efekcie tego miałem małe problemy. Bo oczywiście zacząłem sobie podpinać gniazdka i pstryczki i zrobiłem jakieś zwarcia. I włączając bezpieczniki przypadkowo włączyłem jeden, którego nie powinienem. A to dlatego, że znajduje się obok różnicowo-prądowego, w rzędzie gdzie nie ma normalnych bezpieczników tylko takie jakieś specjalne. I od tego czasu zaczęły się przeboje z prądem, czyli wywalanie korków w zupełnie przypadkowych momentach. Nie mogłem dojść co może być przyczyną. W końcu, po wyeliminowaniu wszystkich możliwych przyczyn wewnątrz budynku, zacząłem patrzeć na kable jakie mam wyprowadzone na zewnątrz. No i znalazłem taki jeden, leżał na ziemi, w kałuży i dawał zwarcie, a prąd był w nim bo sam włączyłem ten układ czyli wyjście z prądem na zewnątrz gdzie w przyszłości zrobię sobie oświetlenie ścieżek, ogrodu i takie pierdołki. Gdyby skrzynka rozdzielcza była po ludzku opisania nigdy bym tego bezpiecznika nie podniósł. Ale przynajmniej się czegoś nauczyłem. Nie mniej z elektryka to ciągle błądzę po omacku. Wydaje się to proste, a części rzeczy nie mogę przejść. Podłączam ostatnio pstryczki w kuchni i dostaję zwarcie. W ogóle tam wiszą mi 2 kable a ja bym oczekiwał 1go. Jak to wszystko popodłączam, to będę będę miał w palcu całą instalację elektryczną w małym palcu.
Z tą elektryką wiąże się jeszcze jedno wydarzenie. W niedzielę 10.04 około 14ej dostałem info od agencji ochroniarskiej o zaniku napięcia, a ponieważ nie było mnie w Warszawie nie pojechałem na działkę od razu. Udałem się tam wieczorem, następnego dnia miałem szkolenie w Otwocku wiec stwierdziłem, że się prześpię na działce i na szkolenie dojadę bez korków. Jak dojechałem na działkę to faktycznie prądu nie było, w piecu woda doszła do 101 stopni, podajnik przegrzany na maksa. Po włączeniu prądu wszystko szybko się ustabilizowało, ale ciepła woda nie szła w kaloryfery. Dosypałem jeszcze pelletu o poszedłem spać. o 3ej w nocy zasilanie znowu siadło, wyłączyłem więc piec na amen i tak to zostawiłem. Do domku pojechałem znowu we wtorek czyli po 2 dniach, prądu znowu nie było, poza tym wszystko wyglądało ok. Jednak po otworzeniu podajnika na pellet okazało się, że jednak coś nie tak, bo z klapy spływała woda a zbiornik był cały ciepły. Nie pozostało mi nic innego jak wybranie całego pelletu i ogląd sytuacji. Okazło się, że ten pellet cały czas tam się gdzieś chyba żarzył, tak mi się wydaje. Wydaje mi się też, że kierunek tego żarzenia poszedł na jeden ze spawów i to moim zdaniem jest miejsce nieszczelności. Tam kocioł dostawał lewe powietrze i powodowało, to że pellet zamiast wygasnąć powoli się wypalał. Zasilikonowałem wnętrze zbiornika czerwonym silikonem (taki do temperatury coś ponad 200 stopni) i odpaliłem piec. Na razie działa bez problemu, ale do ostatecznych werdyktów trzeba jeszcze poczekać. Aaa, brak ciepłej wody w kaloryferach był spowodowany zapowietrzeniem, kocioł najwyraźniej zagotował wodę, część wody została spuszczona przez zawór bezpieczeństwa. W każdym razie poodpowietrzałem kaloryfery, spuściłem trochę wody, etc. i ciepełko powróciło w kaloryfery. Jeśli w ciągu kilku dni nie dostanę przegrzania podajnika, oznaczać to powinno koniec problemów.
Podsumowując jednak taki system ogrzewania wymaga dobrej jego znajomości, niezawodnej instalacji elektrycznej i pewnego doglądu. Kolega ma kocioł gazowy i trzeba powiedzieć, że taki system jest dużo bardziej bezobsługowy. Nie mniej ja ciągle mam nadzieję, że mój piec, jak rumak, po okiełznaniu pokaże lwi pazur i mnie nie zawiedzie. Po drugie, nie mając gazu, taki piec jest zdecydowanie tańszy w użytkowaniu. Za kilka dni napiszę, jak sytuacja na froncie.

2011-04-20
No i sytuacja na froncie tak jak należy, tzn. piecyk działa jak ta lala, zero alarmów przegrzania podajnika. Tak wiec najwyraźniej moje uszczelnienie rozwiązało problem. Od niedzieli dni są bardzo ciepłe, więc piec w ciągu dnia chodzi tylko na podtrzymaniu a wczoraj jak byłem w domku to temperaturę na podajniku miałem w okolicach 45 stopni.
Poza tym w końcu poradziłem sobie z elektryką, tzn. oświetleniem w kuchni. Oczywiście ja w jednym miejscu popełniłem błąd. Teraz jest tak jak być powinno. Odnośnie oświetlenia w kuchni kupiłem żarówki ledowe, bo mniej się grzeją i są energooszczędne, ale niestety dają dosyć zimne światło. Chyba trzeba będzie to nadrobić cieplejszymi halogenami pod szafkami i nad barkiem.

2 komentarze:

  1. ja właśnie jakiś czas temu wyrzuciłam halogeny spod szafek bo nie spełniały moich oczekiwań i zastąpiłam je taśmą leed. Kupuje się to to na metry, docina do żądanej długości (w moim przypadku cała długość szafek) i przykleja samoprzylepnym paskiem (jest na tej taśmie właśnie). Nic się nie grzeje, pobiera ponoć 3W energii na 1 mb i daje naprawdę dobre, równomierne światło do pracy. A nad barkiem mam takie oczko jak halogen tylko też leedowe (kupiłam w obi - niestety 70 zł sztuka), ale wybrałam takie o ciepłej (żółtej) barwie światła. To nie to samo, co żarnik, ale bardzo zimne też nie jest, moim zdaniem raczej zielonkawe, a przynajmniej "wyciąga" zielony kolor - drewno robi się lekko oliwkowe. Jak znajdę chwilkę zrobię zdjęcia i wrzucę na swoim blogu.
    Życzę wesołych Świąt i pozdrawiam wiosennie
    Renata P-M

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za pomysł, nie braliśmy tych taśm pod uwagę, ale to faktycznie może być dobry pomysł. Te ledy nie są takie bardzo zimne, bo ja też kupiłem to "ciepłe" ale w porównaniu z naszymi zwykłymi halogenami w obecnej kuchni są jednak zimniejsze. Nie mniej w suficie zostanę przy nich bo mnie moi stolarze straszyli grzaniem się zwykłych halogenów i możliwym pożarem. Z drugiej strony te halogeny w suficie mam tak zainstalowane, że tam są komory zrobione ze spiro więc halogen nie jest szczelnie zamknięty więc nie ma tragedii.

    OdpowiedzUsuń