środa, 20 kwietnia 2011

Kominek

Kominek

Od kiedy pamiętam zawsze lubiłem ogień w naturalnym wydaniu. Pamiętam jak będąc małym brzdącem u moich dziadków często siadałem przy kuchni i przez małą dziurkę w drzwiczkach patrzyłem jak w środku skakały płomyki. Tak samo zawsze uwielbiałem ogniska. I chyba stąd się wziął mój pomysł, kiedy na początku lat 80tych tata budował altankę na działce aby pobudować tam tez kominek. Wtedy o wkładach to nikt nawet nie śnił więc mówiąc o kominku mówiło się o kominku otwartym. Problem wtedy jednak był taki, że nie było żadnych materiałów, książek etc. opisujących jak to zrobić. A tata mimo, że postawił dom swojemu tacie nie miał doświadczenia w pracach zduńskich. Szczęśliwie jednak brat natknął się na taka fajną książkę o różnych instalacjach w domkach jednorodzinnych, gdzie 3 strony były poświęcone budowie kominków.

I na podstawie tej książki postawiliśmy kominek na działce, który pięknie się sprawuje do dzisiaj, nie kopci, jest ozdobą i atrakcją altanki. Wspominając tamte czasy to było naprawdę wyzwanie, bo ani cementu, ani cegieł nie można było dostać. Cegła szamotowa była już zupełnie nieosiągalna. Dlatego kominek na działce jest bardzo ekologiczny, bo w większości powstał z odpadów na wysypisku gruzu.

Ja budując dom przez długi okres dywagowałem, czy z wkładem, a może z płaszczem, a może otwarty. I po naprawdę długich medytacjach zdecydowałem się na kominek tradycyjny, otwarty. A dlaczego?:
- odrzuciłem kominek z płaszczem bo stwierdziłem, że nie będę w salonie budował drugiej kotłowni, od ogrzewania domu mam piec. Poza tym kominki z płaszczem mają słabą sprawność. Dodatkowo musiałbym prowadzić dodatkowo instalację do salonu
- odrzuciłem kominek z wkładem głównie dlatego, bo nie chcę patrzeć na ogień przez szybę. Faktem jest, że wkład ma dużo zalet, nie mniej zrezygnowałem z nich dla przyjemności bezpośredniego obcowania z płomykami ognia.
Tak więc od dłuższego czasu wiedziałem, że będzie to kominek otwarty, zduna żadnego nie szukałem, bo stwierdziłem że sam go sobie postawię, taty nie chciałem fatygować, bo już nie jest tak młody. Jednak mój tata bardzo zapalił się do tego projektu, wręcz zaczął tym żyć. Tak więc powoli zaczęliśmy to przekuwać w prawdziwy projekt. Rozrysowywaliśmy sobie dokładnie położenie zew wszystkimi szczegółami, rozmiarami kominka, etc. Niestety w czasie budowy domu, tempo prac było tak zawrotne, że nie miałem czasu na budowę kominka i postawiłem sam komin, systemowy. Nie mniej tradycyjne kominki buduje się trochę inaczej, tzn. stawia się najpierw sam kominek i tak jakby nad nim buduje się komin. U nas komin już stał więc kominek musieliśmy w jakiś sprytny sposób przyklei do niego. Wygląda, że się udało i wszystko wyszło nie najgorzej. Na razie czekam aż wszystko dobrze wyschnie, żeby porządnie w nim napalić, próbny start wyszedł bardzo ładnie, dym nie cofał się do salonu. Pozostało jeszcze wykonanie belki z drzewa, zafugowanie cegieł i ich wyczyszczenie, zrobienie blokady do szybra, wykończenie części komina przy suficie i pomalowanie całości okapu. Nie mam dokładnie pospisywanych wydatków, ale szacunkowo wygląda, że całość kosztowała trochę ponad 1tyś zł z czego najwięcej pieniędzy poszło na płyty ognioodporne z których zbudowany jest okap, potem na cegłę klinkierową, potem na cegłę szamotową. Reszta to już drobne dodatki. Poniżej przedstawiam po kolei zdjęcia obrazujące powstawanie naszego kominka.

Kominek w stanie przedembrionalnym. Materiał na kominek kupowałem sukcesywnie, żeby rozłożyć sobie koszty.

Na początek wycięliśmy kawałek węgła, trzeba było porządnie zmoczyć cement bo wszystko jest suche jak pieprz

Pierwsze przymiarki

i pierwsze cegły

Podstawa kominka musi zawierać dolot powietrza, który idzie rurą z dworu oraz komorę na skrzynie na popiół.

Podstawa zakończona

Pierwsze przymiarki na sucho do komory paleniskowej. Komorę paleniskową buduje się pod kątami, aby maksymalnie wykorzystać ciepło poprzez odbicie od ścian.


Komora paleniskowa poszła dosyć sprawnie




Tylna i lewa ściana zostały wybudowane z cegieł, resztę obłożymy płytami ognioodpwrnymi o nazwie isopal.


Mamy już gardziel i dno komory dymowej. Przy budowie kominka otwrtego konieczne trzeba zadbać o właściwe rozmiary otworu kominka, komory paleniskowej, gardzieli, komina, wszystko to ma wpływ na to czy później kominek będzie dobrze funkcjonował i nie dymił do środka pokoju.

Płyty na komorę dymową odmieniły diametralnie wygląd naszego kominka, który teraz zaczął wyglądać jak kominek

Pierwsza próba ogniowa wypadła znakomicie, brak cofnięć dymu do salonu. Tata musi jeszcze trzymać szyber, bo na razie nie ma blokady.

Ostatnie gładzenie tynku


Szkic podłogi komory dymowej
Podaję kilka dodatkowych informacji:
1. Płaskownik - do podtrzymania cegieł z nadproża. Takie rozwiązanie niestety ma jedną wadę. Kiedy w kominku jest rozpalone ten płaskownik bardzo mocno się nagrzewa. W trakcie dokładania drzewa, każde przypadkowe dotknięcie jest bardzo nieprzyjemne, po prostu parzy. często mi się zdarza dokładać drzewo nad siatką którą stawiam z przodu i wtedy o kontakt z tym płaskownikiem jest dosyć łatwo. Teraz jak bym to robił, przewiercił bym cegły i przełożył drut w środku.
2. To są cegły nadproża komory spalania
3. Ceownik
4. Cegła szamotowa
5. Ceownik
6. Ceownik
7. Cegła szamotowa


Widok od strony komory spalania

Kominek dzisiaj, cegły są oczywiście osmolone, sadze znikają tylko w miejscach gdzie jest najwyższa temperatura.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Kwiecień cz.1

2011-04-18
Początek kwietnia rozpoczął się podłączeniem domku do skrzynki elektrycznej.

W końcu uwolniłem się od walających się przedłużaczy, które każdy w każdej chwili mógł mi wyciągnąć ze skrzynki robiąc głupi kawał. Tak nawiasem szczęśliwie mam alarm, co skutkuje tym, że w przypadku braku zasilania dostaję info od firmy ochroniarskiej. W każdym razie prąd jest, ale niestety elektryk nie opisał mi skrzynki rozdzielczej, mimo że na to nalegałem. W ogóle, pracę wykonał ok, ale już żeby poświęcić czas na wytłumaczenie co i jak to nie. No i w efekcie tego miałem małe problemy. Bo oczywiście zacząłem sobie podpinać gniazdka i pstryczki i zrobiłem jakieś zwarcia. I włączając bezpieczniki przypadkowo włączyłem jeden, którego nie powinienem. A to dlatego, że znajduje się obok różnicowo-prądowego, w rzędzie gdzie nie ma normalnych bezpieczników tylko takie jakieś specjalne. I od tego czasu zaczęły się przeboje z prądem, czyli wywalanie korków w zupełnie przypadkowych momentach. Nie mogłem dojść co może być przyczyną. W końcu, po wyeliminowaniu wszystkich możliwych przyczyn wewnątrz budynku, zacząłem patrzeć na kable jakie mam wyprowadzone na zewnątrz. No i znalazłem taki jeden, leżał na ziemi, w kałuży i dawał zwarcie, a prąd był w nim bo sam włączyłem ten układ czyli wyjście z prądem na zewnątrz gdzie w przyszłości zrobię sobie oświetlenie ścieżek, ogrodu i takie pierdołki. Gdyby skrzynka rozdzielcza była po ludzku opisania nigdy bym tego bezpiecznika nie podniósł. Ale przynajmniej się czegoś nauczyłem. Nie mniej z elektryka to ciągle błądzę po omacku. Wydaje się to proste, a części rzeczy nie mogę przejść. Podłączam ostatnio pstryczki w kuchni i dostaję zwarcie. W ogóle tam wiszą mi 2 kable a ja bym oczekiwał 1go. Jak to wszystko popodłączam, to będę będę miał w palcu całą instalację elektryczną w małym palcu.
Z tą elektryką wiąże się jeszcze jedno wydarzenie. W niedzielę 10.04 około 14ej dostałem info od agencji ochroniarskiej o zaniku napięcia, a ponieważ nie było mnie w Warszawie nie pojechałem na działkę od razu. Udałem się tam wieczorem, następnego dnia miałem szkolenie w Otwocku wiec stwierdziłem, że się prześpię na działce i na szkolenie dojadę bez korków. Jak dojechałem na działkę to faktycznie prądu nie było, w piecu woda doszła do 101 stopni, podajnik przegrzany na maksa. Po włączeniu prądu wszystko szybko się ustabilizowało, ale ciepła woda nie szła w kaloryfery. Dosypałem jeszcze pelletu o poszedłem spać. o 3ej w nocy zasilanie znowu siadło, wyłączyłem więc piec na amen i tak to zostawiłem. Do domku pojechałem znowu we wtorek czyli po 2 dniach, prądu znowu nie było, poza tym wszystko wyglądało ok. Jednak po otworzeniu podajnika na pellet okazało się, że jednak coś nie tak, bo z klapy spływała woda a zbiornik był cały ciepły. Nie pozostało mi nic innego jak wybranie całego pelletu i ogląd sytuacji. Okazło się, że ten pellet cały czas tam się gdzieś chyba żarzył, tak mi się wydaje. Wydaje mi się też, że kierunek tego żarzenia poszedł na jeden ze spawów i to moim zdaniem jest miejsce nieszczelności. Tam kocioł dostawał lewe powietrze i powodowało, to że pellet zamiast wygasnąć powoli się wypalał. Zasilikonowałem wnętrze zbiornika czerwonym silikonem (taki do temperatury coś ponad 200 stopni) i odpaliłem piec. Na razie działa bez problemu, ale do ostatecznych werdyktów trzeba jeszcze poczekać. Aaa, brak ciepłej wody w kaloryferach był spowodowany zapowietrzeniem, kocioł najwyraźniej zagotował wodę, część wody została spuszczona przez zawór bezpieczeństwa. W każdym razie poodpowietrzałem kaloryfery, spuściłem trochę wody, etc. i ciepełko powróciło w kaloryfery. Jeśli w ciągu kilku dni nie dostanę przegrzania podajnika, oznaczać to powinno koniec problemów.
Podsumowując jednak taki system ogrzewania wymaga dobrej jego znajomości, niezawodnej instalacji elektrycznej i pewnego doglądu. Kolega ma kocioł gazowy i trzeba powiedzieć, że taki system jest dużo bardziej bezobsługowy. Nie mniej ja ciągle mam nadzieję, że mój piec, jak rumak, po okiełznaniu pokaże lwi pazur i mnie nie zawiedzie. Po drugie, nie mając gazu, taki piec jest zdecydowanie tańszy w użytkowaniu. Za kilka dni napiszę, jak sytuacja na froncie.

2011-04-20
No i sytuacja na froncie tak jak należy, tzn. piecyk działa jak ta lala, zero alarmów przegrzania podajnika. Tak wiec najwyraźniej moje uszczelnienie rozwiązało problem. Od niedzieli dni są bardzo ciepłe, więc piec w ciągu dnia chodzi tylko na podtrzymaniu a wczoraj jak byłem w domku to temperaturę na podajniku miałem w okolicach 45 stopni.
Poza tym w końcu poradziłem sobie z elektryką, tzn. oświetleniem w kuchni. Oczywiście ja w jednym miejscu popełniłem błąd. Teraz jest tak jak być powinno. Odnośnie oświetlenia w kuchni kupiłem żarówki ledowe, bo mniej się grzeją i są energooszczędne, ale niestety dają dosyć zimne światło. Chyba trzeba będzie to nadrobić cieplejszymi halogenami pod szafkami i nad barkiem.

Marzec cz.2

Niestety w pracy miałem przesilenie i generalnie nie bardzo miałem czas na robienie czegokolwiek w domku, wracając z pracy po 20ej ma się jednak mało chęci na robotę. Nie mniej prace trochę się posunęły do przodu. Przyjechał mój tata i postawiliśmy kominek, tradycyjny, otwarty. Budowę kominka opiszę w oddzielnym temacie. Mi w tym czasie udało się trochę poszlifować ściany oraz pomalować kuchnię i spiżarnię.

Tak wygląda kuchni po nałożeniach 2 warst lazury


Porobiłem też trchę drobniejszych rzeczy takich jak uruchomienie sedesu, zlewu w kuchni, etc.

Piec sprawuje się bardzo dobrze, utrzymuje temperaturę tak jak mu podaję, czyli jeśli mam temperaturę ustawioną na 20 stopni to temperatura waha się od 19,5 do 20,5. Naprawdę fajnie. Jedyne co mam to alarmy przegrzania podajnika. Po lekturze internetu i rozmowach z dystrybutorem wygląda, że jest jakaś nieszczelność w zbiorniku na pellet, które powoduje, że jest zasysane powietrze, co w efekcie daje podgrzanie podajnika. Pracuję na lokalizacją tej nieszczelności.

czwartek, 3 marca 2011

Marzec cz.1

Marzec zaczął się bardzo dobrze, bo pierwszego odpaliłem kocioł i nastało dłuuuugo oczekiwane ciepełko. Jak na razie to druga skucha na budowie, tzn. chodzi mi o czas oczekiwania. Pieniądze na kocioł wpłaciłem chyba na początku października. Tak czy inaczej piec jest i grzeje. Po 2 dniach grzania w domu było już gorąco. Mam też skończoną już kotłownie, wyprowadzenie wody na zewnątrz. W najbliższy weekend muszę założyć czujnik do szamba, żeby można było normalnie z kibelka korzystać. Z takich ważniejszych rzeczy to czekam jeszcze na rozmarznięcie ziemi, żeby przekopać kabel i podpiąć skrzynkę elektryczną. W międzyczasie szlifuję parter i przymierzam się do malowania. A w przyszłym tygodniu mam plan zabrać się, razem z tatą, za budowę kominka.
Po poszukiwaniach odnośnie czym malować dom od środka zdecydowałem się na lazur 3v3 aqua stop. Po odpowiedziach jakie dostałem na forum muratora szukałem lazuru 3v3 w żółtej puszcze, ale były tylko w wersji na zewnątrz. Pokazałem to żonie i po dyskusji z nią doszedłem do wniosku, że ona nie zaakceptuje środka, który nie jest na wodzie. I faktem, że potem znalazłem ten lazur w żółtej puszce z adnotacją, że też do wewnątrz ale sobie odpuściłem. I niedawno wstąpiłem do Leroy i tam natknąłem się na lazur 3v3 aqua stop, wodny, do zastosowań na zewnątrz i wewnątrz, wodny, czyli ma wszystko to co chciałem. Zrobiłem próbę i kupiłem. Może ciut za mocno błyszczy ale nie znalazłem nic lepszego. Oleje sobie odpuściłem, bo te tanie mnie nie przekonują a na lepsze mnie nie stać.

niedziela, 27 lutego 2011

Luty cz.3

Od czwartku mam w domu hydraulika, jest nadzieja że w najbliższy wtorek odpalimy piec i w końcu zapanuje ciepełko. Miałem trochę obaw w zwiazku z wniesieniem pieca do kotłowni, ale jakoś powoli poszło i piec stoi tam gdzie powinien

A pellet, za którym tak biegałem w grudniu stoi i czeka i doczekać się nie może

Weekend poświęciłem na prace w domku, ale muszę przyznać, że zimno daje w kość, nawet ja się zasuwa na całego, to na samym końcu brakuje tego ciepła. W weekend wziąłem się za szlifowanie, dałem radę z wiatrołapem i jednym pokojem. Idzie strasznie wolno ale idzie. Najgorsze to to, że jak człowiek chce na chwilę odpocząć to od razu zimno włazi w kości.
Ale są też pozytywy, w końcu znalazłe środek do malowania od środka, chodzi mi o lazur 3V3 aqua stop. Jest tani, na wodzie, do wnętrz, ma też bloker na UV. Wszystko o co mi chodziło. A szukałem tego długo, chodziłem po marketach i w końcu w Leroy znalzałem. Co ciekawe w inncyh marketach też jest 3V3 ale tego akurat nie ma.
Kupiłem też trochę materiału (szamot, cegła) na kominek, który niebawem zacznę stawiać ze swoim tatą. Ciekawe co nam wyjdzie, bo niedawneo przeczytałem, że tradycyjne kominki budują tylko profesjonaliści :)

I na koniec jeszce zdjęcia schodów, nie sa może jakieś rewelacyjne ale są, muszę je jeszcze raz polakierować

wtorek, 22 lutego 2011

Luty cz.2

2011-02-23
Niestety od miesiąca stoję z robotą. Najpierw czekałem na piec, jak piec przyszedł to teraz czekam na hydraulika. Pojawiło się światełko w tunelu i może na dniach wystartuje. Jak będę miał kotłownię zrobioną i odpalę piec to ruszam z pracami, ale już własnymi rękoma. Na początek chcę z tata postawić kominek, taki tradycyjny, bez wkładu. Kupuję po trochu materiał i wożę na działkę. A w domku mróz, w garażu woda w wiadrze zamarzła, ale tam jest najzimniej. W domku nie mam termometru, muszę zostawić puszkę z wodą, ale w domku jest wyraźnie cieplej. Tak czy siak, bez ogrzewania nie ma szansy na jakieś prace.
To co mam w planie do wykonania, to: szlifowanie ścian, malowanie ścian na poddaszu i cyklinowanie oraz malowanie podłóg. Ciągle mam dylemat czy malować ściany lakierem czy olejem. Z innych rzeczy to powoli skupuję to co będzie niezbędne. Na dzisiaj to mamy już: sedes, kabina prysznicowa (z odzysku, kiedyś była u nas w mieszkaniu, ale ze względu na dzieci została zastąpiona wanna i czekała sobie grzecznie), płyta indukcyjna, zlew kuchenny, baterie do kuchni i jednej łazienki. Tak naprawdę jak to wszystko skleci się do kupy to będzie można już mieszkać :)
Postaram się pstryknąć zdjęcia i wrzucić, żeby było bardziej obrazowo.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Luty cz1.

Tym razem zaliczyłem jeszcze dłuższą przerwę, ale akurat tym razem spowodowane to było nie budową a pracą zawodową. Miałem mnóstwo roboty w styczniu i musiałem siedzieć w biurze po 10 godzin dziennie, więc stąd przerwa w dzienniku. Ponieważ na boku spisuję sobie wszystkie ważniejsze wydarzenia, więc poniżej to co wydarzyło się od ostatniego wpisu czyli od połowy grudnia, zaczynając ostatnich zmian.

2011-01-29
Przyjechał do nas mój tata, jeszcze nie był na budowie więc bardzo chciałem mu pokazać nasz dom. Dodam, że mój tata swego czasu sam zbudował dom mojemu dziadkowi. Tata bardzo lubi takie prace i bardzo się tym interesuje, gdyby był młodszy dużo rzeczy zrobiłby mi sam. Ale i tak chce nam pomagać i będziemy budować razem kominek. A kominek, tak jak już pisałem, będzie tradycyjny, otwarty. Tak wiec pojechałem z rana z tatą na działce, po drodze spotkaliśmy się z kierbudem, który zrobił kilka wpisów do dziennika, co by można składać wniosek o ostatnią transzę. A w domku obejrzeliśmy sobie wszystko dokładnie, szczególnie patrząc na fundamenty pod kominek. Ale najważniejszą rzeczą jaką udało nam się zrobić to zmiana w kotłowni. Niestety źle odmierzyłem wysokość na której zrobili mi wyjście z komina, tzn. wyjście jest ok., tylko nie przewidziałem, sposobu w jaki otwiera się klapa od zasobnika na Pelle, a ta kolidowałaby z rurą spalinową. Rozwiązaniem było odsunięcie pieca od ściany i puszczenie rury przy ścianie, ale kotłownie mam na tyle wąską, że to mi bardzo nie pasowało. A dziury w kominie (systemowy Leier) nie chciałem robić. Tak sobie rozmawiałem z tatą o tym kominie. Mówię, że chcę ponawiercać delikatnie wiertłem i potem jakoś delikatnie wybić. Po rozmowie z tatą, tata zdecydowanie sugeruje cięcie szlifierką. Tak się składa, że mam szlifierkę w samochodzie, więc nie pozostaje nic innego jak szybko się przebierać i do roboty. Szczęśliwie mam około 18cm rury jaka pozostała mi po kominie. Na niej wiec robimy test. Szlifierka idzie jak przez masło, nacinam otwór, wszystko idzie ok. Resztę wybijam delikatnie młotkiem. Okazuje się, że ta ceramika jest bardzo krucha, bo pęka mi przy dolnej krawędzi, ale faktem że tam było tylko z 2cm ceramiki. Wniosek jednak dla ans jest taki, że trzeba tak ciąć, aby niczego nie trzeba było wybijać. Zaczynami więc mierzyć i pojawia się kolejna zagwostka, gdzie startować aby wycyrklować się w środek rury ceramicznej. Dzwonię na mój ulubiony skład budowlany, potrzebne jest odświeżenie wiedzy o wymiarach. Tak więc oryginalna rura z wyjściem ma 66cm, a sama rura 33cm. Robimy ostateczny obmiarowanie i zaczynam ciąć komin. Najpierw musiałem się przebić przez pustak cementowy, co wcale nie było takie proste. Potem tnę ceramikę. Tarcza niestety zjechała mi się z 1cm i jest za krótka, a drugiej do betonu nie mam, a pobliskie sklepy już pozamykane. Biorę więc tarczę o glazury i za jej pomocą kończę dzieło zniszczenia. Po ciężkiej walce jest mały otwór, który sukcesywnie powiększam i obrabiam. Trochę zrobiłem go za duży w wysokości, szerokość jest idealna, ale i tak jestem bardzo zadowolony. Teraz piec stanie tak jak było od zawsze w projekcie.

2011-01-20
W końcu dojechał na działkę piec, pozostawiam to bez komentarza. Szczęśliwie w domu byli ludzie od Pana Pawła i wspólnymi siłami przepchaliśmy go do garażu. Piec waży, według różnych informacji, od 350 do 450kg, a kierowca ciężarówki oczywiście nie podjął próby podjechania pod garaż. Metodą podkładania desek jakoś dopchaliśmy go do garażu i teraz stoi sobie już i czeka na hydraulika. Czeka go jeszcze tylko jedna podróż, 40cm do góry jakie trzeba będzie pokonać, aby wpakować to monstrum go kotłowni. Nie ukrywam, że to wcale nie takie małe wyzwanie.
Tak nawiasem całe szczęście, że piec przyjechał teraz a nie parę dni później, bo dzisiaj Pan Paweł zwija się ze swoją ekipą.

Planuję na początek zrobić łazienkę na dole, tak aby mieć wodę i prysznic do korzystania jak się będzie coś w domku robiło. Prysznic już mamy, bo został nam z mieszkania, gdzie zamieniliśmy go na wannę. A teraz dokupujemy pozostałe rzeczy. O tyle jest nam łatwo, że łazienka na dole jest praktycznie taka sama jak ta, którą mamy teraz i ustawiamy ją identycznie. Niestety jest trochę węższa, a co przy dosyć dużym upakowaniu elementów ma spore znaczenie. W niedzielę uderzyliśmy do Castoramy i kupiliśmy miskę sedesową oraz wybraliśmy zlew z szafką. Miska sedesowa to Cerasnit Delfin, umywalka to Koło.

2011-01-16
Byłem na działce ale bardzo krótko. No i mamy dużą zmianę, bo są już schody na poddasze. Jeszcze bez barierek i jeszcze nie wykończone ale wchodzić już można. No i mamy drzwi wejściowe. Dodam, że zarówno drzwi wejściowe jak i wszystkie drzwi wewnętrzne są również robione przez ekipę Pana Pawła, z litego drzewa, jak dla mnie wyglądają jak z fabryki, a do tego 100% drzewa :).





2011-01-08
Przyjechał elektryk i zakończył instalację w budynku wliczając w to szafę rozdzielczą. Brakuje jeszcze tylko podłączenia budynku do prądu i generalnego testu + rozpiski na szafce rozdzielczej co jest od czego.


A pieca jak nie było tak nie ma, moja cierpliwość chyba się wyczerpała. Dystrybutor kłamie w żywe oczy. Dzwonię do producenta i ten mi mówi, że piec jeszcze nie wyjechał od niego, a dystrybutor mówi, że piec wyjechał, tylko on jakoś nie może się dodzwonić o dostać nr listu przewozowego. Straszna dziecinada, powiedziałem gościowi co o tym myślę, w zamian usłyszałem „co ja teraz mam panu powiedzieć?”. Niestety, aby nie utracić gwarancji, uruchomienie pieca musi zrobić dystrybutor, to jedyna rzecz, która mnie powstrzymuje przed pewnymi radykalnymi krokami.

2011-01-04
Pojechałem na działkę, bo umawiałem się z Panem Pawłem na wycinanie w ścianie kuchennej. To pomysł mojej Ani, aby pomiędzy kuchnią a jadalnią zrobić coś na wzór barku. A konkretnie chcemy zrobić tam przejście w postaci otworu drzwiowego plus mały barek. Od jakiegoś czasu cięgle mierzyliśmy i mierzyliśmy i jakoś ciągle nie byliśmy pewnie. Poprzedniego wieczora jeszcze raz usiedliśmy do planów i się poprztykaliśmy. Bo jak się okazało wersja końcowa, z ustawieniem płyty kuchennej w narożniku nie nadaje się za bardzo do realizacji. Ania mi pokazywała to wcześniej, ale nie miałem czasu na to patrzeć. Teraz jak spojrzałem okazało się, że nie zmieścimy się z okapem, tzn. byłby problem z otwieraniem okna. I po małej prztyczce wróciliśmy do desek kreślarskich i projektowania od nowa. Jakoś udało się wszystko upchać, jedynie tylko otwór drzwiowy zwęziliśmy do 60cm, ale całośc wyszła tak jak chcieliśmy. Tak więc ja jeszcze raz z Panem Pawłem poodmierzałem wszystko jeszcze raz i zaraz potem piła spalinowa poszła w ruch a 5 minut później barek był już gotowy. Pan Paweł dodatkowo zaproponował, że zrobi nam blat na barek, oczywiście z drzewa :-).
Z pozostałych dużych zmian, to poddasze jest już ostatecznie skończone, tzn. są gładzie, zainstalowane zostały wszędzie drzwi i listwy podłogowe. Czyli na górze można cyklinować i malować.



W międzyczasie dokupuję rożne narzędzia co by to nie przeżyć potem szoku. Zainwestowałem w szlifierkę, bo chcę sam przeszlifować sobie bale. Poza tym kupuję takie rózne duperelki jak oprawy do halogenów, gniazdka, wycieraczka do butów, etc. Co do halogenów, to mnie straszą, że dom a bala a halogen strasznie się nagrzewa. Faktem jest że mamy dobrze zrobione te halogeny, ale inwestuje w ledy, które się nie grzeją, ale mają ta nieprzyjemną wadę, że są delikatnie mówiąc drogie.

29-12-2010
Pojechałem na działkę, głownie chciałem zobaczyć, czy przypadkiem woda mi w kotłowni nie zamarza, wchodzę a tu robota wre na całego. Na górze szpachlowanie idzie na całego, całość jest już po pierwszym szpachlowaniu i szlifowaniu. Na dole w salonie mamy już komin w gk. Z robót drzewnych to wykańczają się okna, tzn. obitki, listwy ozdobne oraz parapety. Parapety oczywiście też z drzewa. Ja jeszcze raz zacząłem mierzyć wokół komina w salonie, w końcu muszę ostatecznie rozrysować położenie kominka i poprawić wyjście dolotu powietrza, bo teraz to ono wyszło zupełnie od czapki. Uzgodniłem to już z chłopakami co mi wykańczają, że to zrobią, ale oczywiście niestety nie za free. Nie mniej za to wolałbym się nie brać sam, bo na samą myśl kucia/cięcia tego betonu odechciewa mi się tej roboty.
Wieczorem jak wróciłem do domu rozrysowałem sobie ostateczny plan i podesłałem chłopakom z ekipy. Dodatkowo poza zmianą wylotu powietrza zrobią mi fundament pod kominek we właściwym miejscu (oryginalny jednak trochę się rozminął) i podniosą wylewkę pod kominkiem odpowiednio do mojego planu, bo teraz podłoga jest 10cm poniżej poziomu desek.


A pieca ciągle jak nie było tak nie ma. Dystrybutor obiecał mi w zamian za opóźnienie dodatkowo energooszczędną pompę do cyrkulacji, elektroniczą hel-wita delta. Jakoś mnie to nie wzrusza i nie poprawia mi nastroju w temacie pieca.

A potem był Sylwek, pożegnanie Starego i powitanie Nowego Roku

W niedzielę pojechaliśmy ze Stasiem na działkę, głownie chciałem, żeby Ania sobie spokojnie pooglądała wszystko. Z głównych zmian, to w podest pod kominek jest już zrobiony, wszystko zgodnie z planem, co do milimetra :). W końcu też rozliczyłem się z naszym sąsiadem za prąd, który od niego ciągnęliśmy w początkowej fazie budowy.

21-12-2010
Pojechałem rano na działkę, bo tak się umówiłem z ekipą od instalowania bramy. Niestety trochę źle zostało to wymierzone. Ten gość co wymierzał, mówił że 5cm belki wystarczy (tej pionowej, do której brama ma być przykręcona). Jak się okazało, brama było trochę szersza i dupa, musieli ciąć bramę na całej długości. Żałuję, że nie kazałem im dać nie po 5cm ale 2 razy po 5cm, byłoby jak ulał, ale takich rzeczy to się nie widzi. Dodatkowo jeszcze wyciągnęliśmy kabel do kontaktrona, który został gdzieś w ścianie, a o którym szczęśliwie sobie przypomniałem. Ale najważniejsze, że brama jest, trzeba jeszcze to uszczelnić od dołu, bo podłoga nie jest równa i trochę tam wieje.


Potem były Święta :-) i potem było po Świętach :-(

A potem wróciłem do pracy, super czas, bo po pierwsze nie ma zupełnie kroków na drodze i po drugie cisza i spokój w robocie. Można w końcu normalnie popracować.

Zdecydowałem się i wziąłem ekipę, która wykończała mi dom płytami gk do szpachlowania, ale ze względu na kurczące się w szybkim tempie fundusze zrezygnowałem ze szpachlowania w garażu, gdzie mam zamiar zrobić to samemu. Tak wiec uzgodniłem z Panami szpachlowanie całej góry. Panowie zabiorą się za to, po skończeniu swoich prac, a tego trochę jednak zostało, instalacje drzwi, wykończenie okien, różne drobne prace wykończeniowe.
Odnośnie pieca zacząłem intensywnie wydzwaniać ale bez skutku ,jedyne co uzyskałem, to Pellet, który po telefonie dojechał na działkę, ale niestety nie wjechał do garażu. Wydaje się, że do momentu kiedy nie będzie normalnego podjazdu z kostki, nikt większym samochodem ciężarowym nie chce ryzykować i zwala towar przy drodze. Trochę się zastanawiałem ile czasu zajmie mi przenoszenie tych 3 ton ale okazało się, że poszło jak z płatka. Pierwsza tona to pewnie z 20 minut, potem zacząłem opadać z sił, ale całość przeniosłem w trochę ponad 2 godziny. Teraz tylko pieca brakuje.