niedziela, 11 listopada 2012

Maj-Październik

Czas jest nieubłagany :) Jak widać mało pisywałem ale tylko dlatego, że nie miałem czasu, a nie dlatego że się nic nie działo. A działo się dużo, bardzo dużo. Generalnie udało mi się doprowadzić prawie całą działkę do porządku. W porównaniu do tego jak wyglądała działka na wiosnę, jest przeogromna różnica. Cały teren (poza jednym kawałkiem) jest uporządkowany i obsiany trawką, pokończone zostały bruki w tym miejsce na śmietnik, powstał profesjonalny ;) kompostownik, ogrodzenie od przodu zostało trochę bardziej ucywilizowane. Co prawda ciągle to nie wersja ostateczne ogrodzenia ale wygląda to przyzwoicie, założyłem ogrodzenie z wikliny. Zainstalowana została brama wjazdowa, no i jest furtka (na razie tymczasowa i przypominająca stare, wiejskie furtki). Udało mi się z tata skręcić placyk zabaw, kupiony za tanie pieniądze. Placyk okazał się strzałem w dziesiątkę, dzieci go uwielbiają, mimo swoich lat prezentuje się znakomicie. Na tarasie stanął parasol, by w końcu zacząć czerpać też przyjemności z życia na wsi i czasami poleniuchować sobie w cieniu tegoż parasola. A na jesieni zapoczątkowałem swój sad. jako, że działka jest dosyć duża, więc na części zaplanowałem sobie posadzenie drzewek owocowych. Jak na razie wsadzonych mam 5 drzewek, docelowo znajdzie się 10. Do tego dojdą jeszcze 3 krzaczki agrestu, po jednym krzaczku porzeczki czerwonej i czarnej oraz 6 krzaczków borówki amerykańskiej. To na teraz a potem chciałbym jeszcze wsadzić winogrono, aktynidię, jeżynę. Oczywiście zapoczątkowałem też nasadzenia ozdobne na razie kilka krzaczków typu dereń, perukowiec. No i wsadzona została choinka, tak aby na święta było co ubierać przed domem. Osobiście mam olbrzymią satysfakcję, bo większość prac wykonana została przeze mnie i mojego tatę a wspierał nas mój teść. A głównym narzędziem były nasze mięśnie. Afekt można sobie obejrzeć na zamieszczonych fotkach. Zdjęcia są w kolejności chronologicznej.

wtorek, 27 marca 2012

Marzec - Kwiecień

2012-04-30 Po okresie mokrym rozpogodziło się na tyle, że w ostatni weekend kwietnia mogłem popracować w ogródku. Założyłem swoje pierwsze kawałki trawnika, sam jestem dumny z tej pracy, wygląda w pełni profesjonalnie. Ale niestety to tylko 2 małe kawałki, z resztą zapewne nie pójdzie tak łatwo i szybko. Tak naprawdę to ciągle się głowię jak to ugryźć, żeby nie spaprać sobie tego i potem poprawiać szybko od nowa. Na razie chciałbym obsiać trawą teren od strony tarasu i z tyłu domu, zapewne jakieś 400m2. Teren trzeba przygotować więc chyba jakaś glebogryzarka, bo o przekopaniu całości można zapomnieć. Zobaczymy co z tego wyjdzie, na razie skupiam się nad terenem przed wejściem do domu.

2012-03-27 W sumie niewiele się dzieje, dzieci i żona mi chorowały więc siedziałem dużo w domu, na weekend wyjeżdżam, potem Święta, więc za prace wokół domu wezmę się zapewne po Świętach.
Ostatnimi dniami podziwiam sobie widok koniunkcji Wenus, Jowisza i Księżyca, zrobiłem nawet kilka fotek, wrzucę coś przy okazji.

Z ważnych rzeczy to formalnie zakończyłem budowę, odebrałem pisemko z PINB. Złożyliśmy też wniosek w gminie o przydział adresu. W końcu będzie można do nas listy pisać No i można już mieszkać bez stresu.

środa, 8 lutego 2012

Kilka fotek

Podłoga się "szlifuje"


Pomocników do malowania u nas Ci dostatek


Wygląda to coraz lepiej






Kostki się układają




W końcu się grodzimy




Nasz nowy współlokator


Pierwsze Śwęta






wtorek, 7 lutego 2012

Styczeń - luty 2012

Od października nie było praktycznie mrozów, nie mniej w końcu pod koniec stycznia nadciągnęły. I muszę przyznać, że dało ostro, bo zaczęło się od w ostatni weekend stycznia, spotkała mnie przykra niespodzianka. W łazience na górze nie było zimnej wody. Od razu postawiłem na mrozy i zamarznięte rury. Po krótkich rozważaniach wyciąłem dziurę w suficie w kotłowni (w miejscu gdzie te rury idą na górę), włożyłem suszarkę do włosów i podgrzałem. Poszło całkiem gładko, bo woda dosyć szybko powróciła.
Gorsza sprawa nastąpiła kiedy mrozy doszły do -20, bo w jednym z pokoi, z którego prawie nie korzystamy, okazało się potwornie zimno. Obydwa kaloryfery były jak lody. Po oględzinach zauważyłem, że pod jednym z nich kapała woda, która zamieniła się w stalagmita z lodu. Niezły zonk. Popatrzyłem na dokumentację fotograficzną budowy i jak się okazało, przewody doprowadzające wodę do tych kaloryferów idą w ścianie kolankowej nad garażem. Już to okazało się podejrzane, bo wszystkie przewody powinny iść s tropach. Nie pozostało mi nic innego jak wycięcie dziury w suficie nad garażem. No dupa, po włożeniu termometru okazał się, że temperatura w ściance kolankowej wynosi poniżej -10, przy samum dachu dochodzi o do -18, w pamiętajmy, że wszystko jest wyłożone wełną. No i część rur leży sobie bez pianki na wełnie, zupełnie nie przykryta, więc krótko mówiąc hydraulik dał ciała. Najgorsze, że nie puścił tych rur w stropie tylko po ścianie zewnętrznej. Po przemyśleniach stwierdziłem, że mogę albo przełożyć te rury albo je ocieplić. Poszedłem w to drugie rozwiązanie jako mniej inwazyjne, na rury założyłem specjalny przewód grzewczy, owinąłem rury pianką ocieplająca, naładowałem dodatkowo wełny. Dodatkowo chyba trzeba przestawić piec w taki tryb aby ciepła woda do kaloryferów była w obiegu cały czas. Teraz mam takie ustawienie, że jak na czujniku temperatura osiągnie ustawioną wartość to obieg jest wyłączany. Ocieplenie tego zajęło mi prawie cały weekend. Dzisiaj rano było -20 i rurki nie zamarzły więc jest ok. Dodatkowo na rurki położyłem czujniki temperatury, więc jeśli zadziałają będą widział jaka jest tam temperatura.

Maj - grudzień 2011

Mamy już 2012 roczek, niestety brak czasu zaowocował brakiem wpisów na blogu. Szczęśliwie notuje sobie na boku najważniejsze wydarzenia więc poniżej podsumuję wszystko to najważniejsze co się wydarzyło na budowie naszego domku.

Maj, czerwiec 2011
Maj upłynął mi na szlifowaniu bali na dole, idzie to dosyć wolno ale powoli idzie i pod koniec miesiąca dół był gotowy do malowania. W międzyczasie z Anią udało nam się zakupić część glazury. Na początku czerwca w końcu wystartowało malowanie, tata wspierał mnie dzielnie i powoli poszczególne pomieszczenia zaczęły przybierać docelowy wygląd. Udało nam się pomalować praktycznie wszystko. Niestety na początku czerwca nastąpiła dłuższa przerwa, nasz Staś zaraził się gdzieś salmonellą i trafił do szpitala, po tygodniu wyszedł ale po paru dniach wrócił bo za pierwszym razem złapał rotawirusa. W sumie w szpitalu przeleżał prawie 3 tyg, co oznacza, że przez miesiąc praktycznie nic się nie działo na budowie.
Największy problem jaki w tej chwili mam to brak środków finansowych, a do zrobienia jest kilka ważnych rzeczy: glazury, ogrodzenie, bruk. Niby bez bruku można żyć, ale jak spadnie deszcz to zrobi się błoto i bez chodnika to będzie masakra.
W międzyczasie udało mi się obudować stelaże pod sedesy w obydwu łazienkach oraz wyrównać ściankę w kuchni. Z tą kuchnią chodzi o węgły jakie zostały, wystają one na 5cm i coś trzeba było wykombinować aby nie robić takiego „zęba”. Obudowałem to płytami i wygląda ok, dodatkowo zrobiłem takie pseudo okienko, na wzór tego co mamy obecnie w kuchni.
Na koniec czerwca wziąłem sobie urlop na kilka dni z przeznaczeniem na cyklinowanie, cykliniarka była już dawno zamówiona. Nie mniej ostatniego dnia przed urlopem spotkała mnie przykra niespodzianka. Mój ulubiony dyrektor w pracy wręczył mi wymówienie nie podając nawet przyczyny. Tak więc czerwiec zakończył się dosyć średnio.

Lipiec, sierpień
Początek sierpnia to ciężkie prace nad podłogą, cykliniarka poszła w ruch, przyjechał tata i Przemas, ja cyklinowałem a oni malowali. Przez tydzień zrobiliśmy całą górę plus gabinet i spiżarnię na dole. W pracy kazali mi wziąć cały urlop jaki miałem a uzbierało się tego sporo, tak więc aby nie myśleć za dużo o zaistniałej sytuacji wziąłem się za prace w domu. Ania była w Puławach (o niczym nie wiedziała) tak więc cały czas mogłem poświęcić na wykańczanie. Zabraliśmy się z tatą za malowanie góry. Ja w międzyczasie byłem na jakiś rozmowach kwalifikacyjnych. Dobrą stroną zwolnienia była odprawa jaką dostałem, trochę ryzykując kupiłem kostkę brukową i zamówiłem glazurników. Początkowy plan aby samemu położyć glazurę sobie odpuściłem, bo kończył bym ten dom pewnie jeszcze przez kolejne 2 lata. Szczęśliwie Ania znalazła w Puławach tanich ludzi do glazury więc nie było się nad czym zastanawiać. Pod koniec lipca przyjechała kostka brukowa, około 200m2, kostkę wybraliśmy jedną z tańszych, z Semmerlocka stary bruk gdański w kolorze grafitowym z małą domieszką szarego oraz żółty na taras. Kostkę kładziemy na:
1. Podjazd do garażu
2. Dodatkowe miejsce parkingowe obok garażu
3. Chodnik do wejścia
4. Taras
5. Miejsce pod śmietniki
Działka jest na tyle duża, że zdecydowałem się poświęcić spory kawałek na bruk obok garażu. Dodatkowo poszalałem z tarasem, powierzchniowo wychodzi go około 60m2. Teraz pozostaje tylko dogadać się z jakimś brukarzem i już.
Z ważniejszych rzeczy, to znalazłem pracę, niestety kazali mi się stawić w robocie następnego dnia po telefonie, co śmieszniejsze w tym czasie byłem jeszcze zatrudniony w poprzedniej robocie. Ale nie dyskutowałem, jest praca więc trzeba ją brać. Skutkiem ubocznym tego było to, że plany na wykańczanie domu poszły w las.
Z początkiem sierpnia weszli do mnie glazurnicy, pierwotnie chciałem zrobić tylko kuchnię, łazienki i wiatrołap. Nie mniej po namyśle i kalkulacji kosztów dorzuciłem do tego wszystkie pozostałe rzeczy glazurnicze: schody wejściowe, przejście do garażu. Dodatkowo też przyklejony został parkiet w łazience na górze. Przy okazji okazało się, że podłoga w tej łazience nie trzyma poziomu, różnica wynosi około 2cm. Zostało to wyrównane cementem. Odnośnie parkietu zamiast glazury na górze długo nad tym rozmyślałem W sumie niby lepsza byłaby glazura ale boję się, że może mi popękać, bo ten strop drewniany jednak dosyć mocno pracuje. Na koniec zdecydowałem się na parkiet przemysłowy z teak’a.
Panowie po 3 tygodniach pracy zakończyli swoje dzieło, w kuchni poprawili moją ściankę, którą obudowałem prostując ją zupełnie. Generalnie wyszło bardzo dobrze, znalazłem małe usterki ale przy koszcie jaki poniosłem to naprawdę nie było się czego czepiać. Jedyna poważniejsza wpadka, to przewiercenie kabla elektrycznego, szczęśliwie tak się złożyło, że zaczęło mi wywalać korek i doszedłem co i jak przed położeniem glazury.
W międzyczasie kiedy panowie kładli glazurę ja z tatą malowałem poszczególne pomieszczenia. Malowanie wydawało się, że pójdzie szybko ale przy takich powierzchniach każda praca zajmuje mnóstwo czasu więc szło dosyć wolno, ale jednak do przodu. Tak wiec na koniec sierpnia dom w środku zaczynał wyglądać tak jak powinien. Przyjechały też pierwsze nabytki meblowe: łóżko małżeńskie i dwie szafy. Kupiliśmy to w salonach Bodzia, łóżko w salonie naprawdę nam się podobało, miało wszystko to co chcieliśmy, żeby miało (skrzynia na pościel, odpowiedni materac) do tego cena była bardzo przystępna. Szafy to był już mój pomysł, po prostu chciałem mieć coś żeby na początku można było mieć na rzeczy.

Wrzesień, październik
We wrześniu niewiele się wydarzyło, ja pracowałem więc pozostawały tylko weekendy ale nie w każdy udawało mi się pracować. Bardzo pomagał mi tata, mimo swojego wieku powoli popycha te prace do przodu. Szczęśliwie udało się wykończyć prawie w całości garaż, tzn. zaszpachlować i pomalować. Na tym mi zależało, przynajmniej w tej części gdzie chcę położyć pellet na zimę.
Ja mając pracę umówiłem się z brukarzem na kładzenie kostki plus dodatkowo na wylanie fundamentu pod tą część ogrodzenia gdzie chcę położyć cegłę.
W październiku prace przybrały tempa, ekipa zaczęła układać kostkę, przyjechał mój tata i teść, którzy zajęli się ogrodzeniem z przodu. Na część, która nie będzie z cegły kupiłem gotowe panele, z deskami betonowymi i słupkami. I za to wzięli się obydwaj tatowie. Ja w międzyczasie kupuję różne rzeczy związane z wykańczaniem domu i swojego portfela. Mimo, że idę w tanie rzeczy stan środków na koncie dramatycznie spada. A po rozliczeniu ekipy brukarskiej spadł do poziomu nie wróżącego nic dobrego.
Na początku października spotkaliśmy się z Panem Krzyśkiem, który swego czasu robił nam meble w mieszkaniu. Zaplanowaliśmy sobie, że święta spędzimy już w domku a do tego potrzebne były meble w kuchni, tak bynajmniej twierdziła moja Ania. Pan Krzysiek przyjechał, pomierzył, dogadaliśmy się co i jak i za ile, wziął zaliczkę i kazał czekać. Udało mi się też uporządkować teren z od strony garażu, musiałem jeszcze dokupić tam trochę ziemi i nawieźć. Nawiozłem też ziemię z tyłu działki. Ja z takich większych rzeczy to położyłem rury doprowadzające wodę deszczową z tyłu domu, zrobiłem studzienkę gdzie podłączyłem dodatkową rurę do wyprowadzenia wody do ogrodu i spuszczania wody z instalacji na zimę.
Dużo pracy zostało też wykonanej wokół domu. Po ułożeniu bruków tata Gustaw ponawoził ziemię przed domem, tam gdzie będą trawniki i od razu zaczęło wyglądać to ładniej, mimo, że to tylko goła ziemia.

Listopad, grudzień
Prace na działce postępują dalej w dobrym tempie. Obydwaj tatowie ustawili słupki na ogrodzenie z boku, tam chcę zrobić ogrodzenie ze zwykłej siatki, na podmurówkę kładziemy krawężniki. Z tyłu są to krawężniki o szerokości 8mm i wysokości 30cm, z boku wykorzystam krawężniki jakie mi zostały z bruku (miały być wokół tarasu, ale tam poszły palisady). Te krawężniki niestety są „delikatniejsze”, 6cm szerokości i 20cm wysokości. Z tatą wziąłem się za te podmurówki i w ciągu jednego weekendu położyliśmy podmurówki na brakującym odcinku. W kolejny weekend zabraliśmy się za naciągnie siatki, ale i ta praca okazała się wcale nie taka szybka do wykonania. Kolejne 2 weekendy i działkę mamy już ogrodzoną. Ogrodzenie nadaje innego wymiaru, teraz po prostu czuję się, że faktycznie jestem u siebie. W miejscy gdzie mam być ogrodzenie z cegły naciągnęliśmy siatkę leśną, którą wcześniej był ogrodzony dom. Furtki i brama na razie nie ma, jest tylko siatka, którą trzeba odciągać.
Pod koniec listopada pojawił się Pan Krzysiek i złożył nam meble w kuchni, która nabrała nowego wygląda. Kuchnia to nie moja domena ale naprawdę wyszło fajnie. Niestety wszystko kosztuje, dodatkowo musiałem dokupić niezbędne agd czyli piekarnik i płytę. Zdecydowaliśmy się tez na nieduży zamrażalnik do zabudowy więc od razu też go zamówiłem aby uzyskać lepszy rabat i nie płacić dwukrotnie. Na początku grudnia dokonaliśmy ostatnich zakupów czyli 4 krzeseł do stołu, 4 krzeseł barkowych no i 2 tapczanów dla naszych dzieciątek. Po tych zakupach osiągnąłem stan wysuszenia konta, trochę jadę po bandzie bo musze pożyczać kasę na życie. Ale na razie praca jest więc liczę, że jakoś damy radę.
W pierwszym tygodniu grudnia następuje historyczny moment. Ania została z dziećmi a ja pojechałem do naszego mieszkania i w ciągu 1,5 dnia spakowałem cały nasz dobytek. Potem przyjechała ekipa i przewiozła to wszystko do domu. Goście byli zdziwieni, ze w tak małym mieszkaniu udało się upakować tyle rzeczy. Moim zdaniem to efekt tego, że super efektywnie zaplanowaliśmy umeblowanie mieszkania i dużo rzeczy nam się pomieściło a nie było efektu zagracenia. Kartonów to wyszło coś prawie 70, mebli nie za dużo, bo niestety w mieszkaniu były robione na miarę po prostu albo nie da się ich wyciągnąć albo są za wysokie. To co się dało to pojechało do domu. Panowie wszystko wnieśli, Ania zabrała się za ogarnianie tego wszystkiego. Przed samymi świętami kupiliśmy jeszcze bibliotekę na książki, którą szybko złożyłem. Kupiłem też kilka wieszaków w ikea bo nie mamy na czym wieszać ciuchów. Jednak większość rzeczy pozostaje ciągle w kartonach bo nie mamy mebli aby je tam przełożyć. Za to mamy w tej chwili w sumie 4 podwójne łóżka: nasze małżeńskie od Bodzia, wersalkę mojej Ani, rozkładany narożnik i rozkładaną kanapę. Wersalka Ani stała kilka lat w Puławach i w końcu wróciła do właścicielki. Suma summarum byliśmy gotowi na przyjęcie gości świątecznych, po raz pierwszy w życiu nie ma problemu z położeniem wszystkich spać na normalnych łóżkach. Za to ja ciągle się stresuję, bo wpłynięcie wypłaty powoduje, że na 1 dzień udaje mi się wyjść z debetu, do którego, zaraz wracam i kolejny miesiąc znowu „pojedziemy” na debecie.
Tydzień przed świętami pojechaliśmy do leśniczówki w celu „wykarczowania” drzewek świątecznych. W sumie kupiłem 3, bo działka jest strasznie goła więc jedną choinkę chcę postawić na tarasie, drugą na balkonie w pokoju dzieci, trzecią w salonie. Drzewka są świeżo cięte więc mam nadzieję, że długo wytrzymają. Ostatnie dni przed świętami mijają nam na przygotowaniach, pracy jest bardzo dużo, bo chcemy żeby było ładnie i przytulnie. Dzień przed wigilią przyjeżdżają goście, dom tętni życiem na całego. Ja z szwagrem kończę ostatnie ozdabianie domu. Choinkę ubieramy tak jak u mnie w domu w Wigilię. Po kolacji siedzimy przy drzewku, w kominku pali się ogień, jest naprawdę super.