


Na początku czerwca dowiedziałem się, że zakład energetyczny przychylnie spojrzał na mój wniosek i zgodził się na wcześniejszą instalację prądu. Zgodnie z ich procedurami wyłonili jakiegoś elektryka, który ma mi podłączyć prąd. Podłączenie jest banalne, bo sprowadza się do wkopania 5m kabla i wpięcie się do skrzynki po drugiej stronie drogi. Po wmówieniu się pan elektryk szybko się pojawił, następne dnia założył skrzynkę i RBtkę, wziął kasę, ale prądu nie było, bo pozostała papierologia i założenie licznika.
Niestety moim wykonawcom lekko przesunęły się terminy w związku, z czym i start prac u mnie się przesunął o jeden tydzień. Nie mniej jak się okazało ten tydzień to był kluczowy, bo znowu nalało deszczu i goście od fundamentów stwierdzili, że musi trochę obeschnąć, no i z tygodnia zrobiło się 2 tygodnie.
Ja w międzyczasie wziąłem geodetę, który wytyczył dom oraz granicę działki. W końcu zobaczyłem, jaka naprawdę jest moja działeczka. Jak się okazało, moje wytyczenia, zrobione na podstawie mapek geodezyjnych różniły się nie więcej niż 0,5m od tych geodetowych.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz